Ciasto, które z pewnością na stałe zagości na naszym stole. Przekładaniec klasyczny, rodem z Armenii, popularny również w naszej części Europy, zwłaszcza w Czechach i w Polsce. Połączenie miodowych blatów , budyniowo-kajmakowej masy i czekoladowej polewy daje niesamowity efekt smakowy. Jedno z lepszych ciast, jakie zrobiłem.
składniki blaty:- mąka pszenna 600 gram
- masło 120 gram
- cukier puder 4 łyżki
- miód płynny 3 łyżki
- 2 jajka
- łyżka octu
- łyżka sody
wykonanie blaty:
- masło, cukier puder i miód podgrzewamy do rozpuszczenia - często mieszając
- dodajemy sodę rozpuszczona w occie , mieszamy aż masa będzie lekko brązowa, ściągamy z ognia na 2 minuty
- w miseczce roztrzepujemy jajka, wlewamy cienkim strumieniem intensywnie mieszając - masa powinna nabrać brązowego koloru
- wsypujemy ponad połowę mąki wciąż mieszając masę , następnie przekładamy masę na stolnicę, dodajem resztę mąki i wyrabiamy ciasto (można też w maszynie z końcówką do ciasta kruchego)
- dzielimy ciasto na 6 części (pracujemy z ciepłym ciastem)
- wałkujemy i umieszczamy na blachach 24x34 cm (na papierze do pieczenia) - ciasto powinno być bardzo cieńkie, niemal przezroczyste - pieczemy każdy kwałek w 170 stopniach, ok 5-7 minut, do zezłocenia
skłądniki masa:
- budyń waniliowy 1 op
- mleko 500 ml
- masło 250 gr
- masa kajmakowa 380 gr
wykonanie masa:
- robimy budyń z mleka i budyniu, według przepisu na opakowaniu - studzimy
- masło miksujemy na puch , dodajemy po łyżce masę kajmakową i na końcu po łyżce budyń
- uwaga: żeby masa się nie zważyła wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojwej
złożenie ciasta:
- blaty można przyciąć po upieczeniu do równych wymiarów, ale gdy ciasto jest do 'domowego użytku" uznaję to za czynność niekonieczną
- masę dzielimy na 5 części, przekładamy wszystkie blaty, ciasto owijamy folią, obciążamy delikatnie i wstawiamy na 24 godziny do lodówki
- następnego dnia polewamy ulubioną polewą czekoladową i czekamy aż zastygnie
- jemy po kawałku, nie wszystko na raz ;)
Ależ tu się ostatnio przyjemnie wypasa - i do tego czytane nie tuczy :)))! Tylko upierałabym się, żeby Annę Matwiejewną nazywać Pawłową, od czego wszak bukwa "ł"?
OdpowiedzUsuńZ Pawłową niech będzie, nazwę deseru pozostawiam jednak bez zmian, bo ona żyje swoim życiem :)
Usuń